Fiat 125p Jamnik
Napisane: 30 sty 2014, o 22:41
Witam Szanowne Pasjonatki i Pasjonatów.
Prezentację swojego pojazdu traktuję jako wstępną. Mój przypadek jest szczególny pod paroma względami.
Po pierwsze mam długiego Fiata i bardzo długo. Historia z 25 lat nawet skrócona musi być upierdliwie długa.
Fiat jest w moim posiadaniu od 1988 roku. Rok produkcji 1976. Obecny kolor L-87 i w takim kolorze wyjechał z fabryki.
Jego obecny wygląd zewnętrzny jest prawie w 100% zgodny z tym jak wyglądał jako "niemowlę" w roku 1976.
Przez okres swojego żywota przeszedł parę remontów. Z tego ostatni bardzo dokładny.
Poniżej ( chyba mi się uda ) wrzucę kilka fotek z 2013r.
To jest wnętrze z mała częścią Super Grupy o nazwie FSO POMORZE.
Z pozdrowieniami Roman Rogatka Rumia.
ps. mam nadzieję, że nie dostanę "kuku" za brak aktywności.
HISTORIA SAMOCHODU FIAT 125P JAMNIK
Nietypowy egzemplarz Fiata 125p czyli Jamnika zakupiłem w 1988 roku w Gdyni. Samochód miał wówczas 12 lat.
Był na chodzie. Był świeżo pomalowany na kolor popielaty. Wydech i zawieszenie było natychmiast do poprawki.
Zachowała mi się umowa kupna samochodu, której to skan przedstawiam. Na drugiej stronie umowy widać, że urzędnicy
Urzędu Skarbowego w Gdyni mieli odmienne zdanie w sprawie ceny zakupu .... "docenili go". Nabyłem pojazd za kupę
pieniędzy. Teraz wiadomo jak powstało pojęcie cena za-kupu.
Niestety nie rozmawiałem z byłym właścicielem na temat wcześniejszych losów auta. Poprzedni właściciel dziwnego fiata wyjechał na stałe do Niemiec i zmienił obywatelstwo.Jednego jestem pewien , że nie był pierwszym właścicielem.
Jamniki wyprodukowane przez FSO, które nie wysłano do Arabów, powędrowały do przedsiębiorstw i instytucji państwowych.
Z tego co wiem żaden nie trafił do rąk prywatnych. Dopiero po kilku latach od zakupu dotarło do mnie, że mam egzemplarz
z krótkiej serii. Było za późno na ustalenie co się działo z samochodem przed moim zakupem. Nie udało mi się ustalić wcześniejszych losów sprawdzając w wydziale komunikacji.
( brak danych archiwalnych w wydziałach komunikacji w czasach PRL-u )
Powodem zakupu był fakt, że może jeździć tym samochodem 8 osób.
Zachował mi się drugi w kolejności ze starszych dowodów rejestracyjnych wyrobiony z okazji zmiany silnika.
Przed zakupem przedłużonego Fiata posiadałem Poloneza, który okazał się dla mojej rodziny za mały.
Przed rokiem 1988 nie miałem pojęcia, że istnieją fiaty w wersji long. Przymierzałem się przebudować Poldka na pojazd
8 osobowy. Wystraszyła mnie skutecznie wizja kłopotów z dopuszczeniem takiej przeróbki do eksploatacji.
Jamnikiem jeździłem głównie po Rumi, trójmieście i województwie gdańskim. Kilka razy wybrałem się dalej.Bywałem w rejonach Lublina, Wrocławia i Kielc. Z dawnych czasów zachowały mi się bilety parkingowe ( cena z przed denominacji )
Najpoważniejsza podróż jaką odbyłem, to wyjazd za granicę do Kijowa na Ukrainę. Ponad 20 lat temu przejechałem w kilka dni ponad 3 tyś. kilometrów. Maszyna mnie nie zawiodła. Jedyny problem jaki miałem, to przepalanie się bezpieczników spowodowane dużą wilgotnością przy temperaturze poniżej 10 stopni. Śnieżyca, która mnie dopadła dała mi popalić. Po zużyciu zapasu bezpieczników zastąpiłem je kopiejkami. Jadąc do Kijowa zajęło mi to 28 godzin. Była to jazda non stop w uciążliwych warunkach. Tego rekordu nie poprawiłem do dzisiaj. Ukraina należała wtedy do ZSRR. Dokonałem w tamtą stronę udanego i niecodziennego przemytu. Przewiozłem kilkanaście sztuk Biblii Pisma Świętego - takie było "zapotrzebowanie".
Przy wjeździe do ZSRR nie kontrolowano mnie. Zgodnie z przewidywaniami pogranicznicy sadzili, że takim samochodem jedzie ktoś ważny. W drodze powrotnej "nadrobili swoją uprzejmość". Przetrzymano mnie na granicy do czasu otrzymania z Moskwy instrukcji przeszukania fiata w wersji long. Zarzucono mi, że przemycam dywan. Dywanem była wykładzina w kolorze szarym docięta do kształtu bagażnika - musiałem ją zostawić. W tym czasie w Polsce gaśnice samochodowe były drogie i nieosiągalne. Na Ukrainie kupiłem ich 5 sztuk - były plastikowe i piękne ( chyba import z DDR ) - ppoż tuning dla samochodu.
Na granicy stanowczo stwierdziłem, że przy tej konstrukcji długiego auta musi być gaśnica w każdym przedziale osobno dla bagażnika i komory silnika. Swoją teorię podbudowałem zmyśloną informacją, że tak jest w radzieckich Czajkach. "Dywan" straciłem, ale gaśnice przewiozłem. W tych latach od "przyjaciół" nic nie wolno było przywozić.
Pierwszy poważny remont Jamnik zaliczył po bliskim spotkaniu III stopnia z nowiutkim Nissanem Sunny.
Kierowca powracający z Helu do domu do Warszawy pomylił się i wymusił mi pierwszeństwo. Swoimi manewrami nie dał mi żadnej szansy, abym uniknął kolizji. Jakimś cudem przy mojej prędkości 70 km/h udało mi się na suchym asfalcie ustawić fiata bokiem. Zamiast uderzenia moim przodem w jego bok ( w kierowcę ), doszło do zderzenia bokami z lekkim rykoszetem.
Nissan poszedł do kasacji - pogięło dach i całą konstrukcję. Jamnik miał cały bok do wymiany. Ale rannych nie było. Kierowca Nissana serdecznie przeprosił i podziękował za taki finał. Wysłuchałem pretensje od swojej załogi, że "buuuum" było niezapowiedziane. Nie obejrzeli widowiska, bo byli zajęci zabawą. Załoga składała się z czwórki moich dzieci. Najmłodsze miało 4 lata i byli bez pasów. Wynalazek fotelik, to nie w tamtych czasach.
Jeździłem z pogniecionym bokiem kilka miesięcy. Wówczas kupienie czegokolwiek do samochodu było wyczynem. Jak zgromadziłem blachy, to wymieniłem z dwóch stron. Pojazd otrzymał nowe blachy i nowy kolor grafitowy metalik.
Pojawiły się dwa szyberdachy. Były moim pomysłem na poprawienie fabryki FSO. Oryginalnie dach był z trzech elementów łączonych na zakładkę bez zgrzewania lub spawania. Pękanie lakieru na takim łączeniu było natychmiastowe.
( Z czasów koloru grafitowego nie dokopałem się do tej pory do zachowanych fotografii )
Później przyszedł pomysł na kolor lakieru srebrzysty metalik z czarnym dachem pokrytym skajem, który świetnie udawał skórę.
Zawieszenie i konstrukcję samochodu wzmacniałem sukcesywnie. W ciągu paru tygodni po zakupie wymieniłem wahacze i drążki na wytrzymalsze od Poloneza. Przy pierwszym poważniejszym remoncie po kolizji z Nissanem wymieniłem progi na nowe i wstawiłem w środek profil o wytrzymałości szyny kolejowej powiązany konstrukcyjnie ze słupkami. Oryginalnie jako wzmocnienie był przez fabrykę dodany na zewnątrz pod progiem profilek zamknięty o śmiesznych wymiarach czyli totalna bzdura konstrukcyjna. Fiat otrzymał nowe
resory od wersji kombi z dodanym piórem. Największym problemem były sprężyny. Wymieniałem je co parę miesięcy. Próbowałem róznych rozwiązań. Nawet od Poloneza dla wesji rajdowej ( jeżeli dobrze pamiętam z trzema kropkami ) okazały się zbyt delikatne.
Na szczęście wyprodukowano wydłużoną wesję Poloneza Trucka. Sprężyny od tej wersji pasują i mogę "ładować do pełna".
Nadszedł czas na najpoważniejszy remont i powrót do wyglądu pierwotnego.
Lata 2007 i 2008, to był czas szukania i kompletowania oryginalnych części. Blachy nowe fabryczne ( rzemieślnicze nie do przyjecia ).
Po zeszlifowaniu farb podkładowych fabrycznych zarówno czerwonych jak i czarnych okazało się, że pod spodem jest nalot rdzy. Najdłużej "bawiłem się" z drzwiami. Zakamarki czyściłem stalowymi szczoteczkami wielkosci szczoteczek do zębów. Płaszczyzny zewnętrzne niby fabrycznie równe wyrównywałem podkładami kilkakrotnie. Napomknę, że środkowe drzwi zostały zrobione z przednich.
Najwiecej warstw podkładów wyrównujacych poszło na dach. Dach solidnie wzmocniony profilami zamkniętymi od spodu złączony jest z trzech elementów - środkowy dogięty z blachy. Najprawdopodobniej w fabryce wytłaczano dachy do Fiatów etapami i ten środek był odcięty z "metra" po pierwszym etapie przed tłoczeniem "krągłości". Ponieważ nie dałem szyberdachów, to były zgrzane dwa łączenia po całości w poprzek. To łączenie było "wyższą szkołą" w tej dziedzinie.
Podłoga po wymianie na nową też dostała swoje wzmocnienia. Tunel jest podwójny wzmocniony profilem zamkniętym. Progi są trzykomorowe . Cieńszej blachy jak 3 mm nie stosowałem. Mogę śmiało stwierdzić, że ma wytrzymałość transportera Rosomaka.
ciąg dalszy nastapi.
Prezentację swojego pojazdu traktuję jako wstępną. Mój przypadek jest szczególny pod paroma względami.
Po pierwsze mam długiego Fiata i bardzo długo. Historia z 25 lat nawet skrócona musi być upierdliwie długa.
Fiat jest w moim posiadaniu od 1988 roku. Rok produkcji 1976. Obecny kolor L-87 i w takim kolorze wyjechał z fabryki.
Jego obecny wygląd zewnętrzny jest prawie w 100% zgodny z tym jak wyglądał jako "niemowlę" w roku 1976.
Przez okres swojego żywota przeszedł parę remontów. Z tego ostatni bardzo dokładny.
Poniżej ( chyba mi się uda ) wrzucę kilka fotek z 2013r.
To jest wnętrze z mała częścią Super Grupy o nazwie FSO POMORZE.
Z pozdrowieniami Roman Rogatka Rumia.
ps. mam nadzieję, że nie dostanę "kuku" za brak aktywności.
HISTORIA SAMOCHODU FIAT 125P JAMNIK
Nietypowy egzemplarz Fiata 125p czyli Jamnika zakupiłem w 1988 roku w Gdyni. Samochód miał wówczas 12 lat.
Był na chodzie. Był świeżo pomalowany na kolor popielaty. Wydech i zawieszenie było natychmiast do poprawki.
Zachowała mi się umowa kupna samochodu, której to skan przedstawiam. Na drugiej stronie umowy widać, że urzędnicy
Urzędu Skarbowego w Gdyni mieli odmienne zdanie w sprawie ceny zakupu .... "docenili go". Nabyłem pojazd za kupę
pieniędzy. Teraz wiadomo jak powstało pojęcie cena za-kupu.
Niestety nie rozmawiałem z byłym właścicielem na temat wcześniejszych losów auta. Poprzedni właściciel dziwnego fiata wyjechał na stałe do Niemiec i zmienił obywatelstwo.Jednego jestem pewien , że nie był pierwszym właścicielem.
Jamniki wyprodukowane przez FSO, które nie wysłano do Arabów, powędrowały do przedsiębiorstw i instytucji państwowych.
Z tego co wiem żaden nie trafił do rąk prywatnych. Dopiero po kilku latach od zakupu dotarło do mnie, że mam egzemplarz
z krótkiej serii. Było za późno na ustalenie co się działo z samochodem przed moim zakupem. Nie udało mi się ustalić wcześniejszych losów sprawdzając w wydziale komunikacji.
( brak danych archiwalnych w wydziałach komunikacji w czasach PRL-u )
Powodem zakupu był fakt, że może jeździć tym samochodem 8 osób.
Zachował mi się drugi w kolejności ze starszych dowodów rejestracyjnych wyrobiony z okazji zmiany silnika.
Przed zakupem przedłużonego Fiata posiadałem Poloneza, który okazał się dla mojej rodziny za mały.
Przed rokiem 1988 nie miałem pojęcia, że istnieją fiaty w wersji long. Przymierzałem się przebudować Poldka na pojazd
8 osobowy. Wystraszyła mnie skutecznie wizja kłopotów z dopuszczeniem takiej przeróbki do eksploatacji.
Jamnikiem jeździłem głównie po Rumi, trójmieście i województwie gdańskim. Kilka razy wybrałem się dalej.Bywałem w rejonach Lublina, Wrocławia i Kielc. Z dawnych czasów zachowały mi się bilety parkingowe ( cena z przed denominacji )
Najpoważniejsza podróż jaką odbyłem, to wyjazd za granicę do Kijowa na Ukrainę. Ponad 20 lat temu przejechałem w kilka dni ponad 3 tyś. kilometrów. Maszyna mnie nie zawiodła. Jedyny problem jaki miałem, to przepalanie się bezpieczników spowodowane dużą wilgotnością przy temperaturze poniżej 10 stopni. Śnieżyca, która mnie dopadła dała mi popalić. Po zużyciu zapasu bezpieczników zastąpiłem je kopiejkami. Jadąc do Kijowa zajęło mi to 28 godzin. Była to jazda non stop w uciążliwych warunkach. Tego rekordu nie poprawiłem do dzisiaj. Ukraina należała wtedy do ZSRR. Dokonałem w tamtą stronę udanego i niecodziennego przemytu. Przewiozłem kilkanaście sztuk Biblii Pisma Świętego - takie było "zapotrzebowanie".
Przy wjeździe do ZSRR nie kontrolowano mnie. Zgodnie z przewidywaniami pogranicznicy sadzili, że takim samochodem jedzie ktoś ważny. W drodze powrotnej "nadrobili swoją uprzejmość". Przetrzymano mnie na granicy do czasu otrzymania z Moskwy instrukcji przeszukania fiata w wersji long. Zarzucono mi, że przemycam dywan. Dywanem była wykładzina w kolorze szarym docięta do kształtu bagażnika - musiałem ją zostawić. W tym czasie w Polsce gaśnice samochodowe były drogie i nieosiągalne. Na Ukrainie kupiłem ich 5 sztuk - były plastikowe i piękne ( chyba import z DDR ) - ppoż tuning dla samochodu.
Na granicy stanowczo stwierdziłem, że przy tej konstrukcji długiego auta musi być gaśnica w każdym przedziale osobno dla bagażnika i komory silnika. Swoją teorię podbudowałem zmyśloną informacją, że tak jest w radzieckich Czajkach. "Dywan" straciłem, ale gaśnice przewiozłem. W tych latach od "przyjaciół" nic nie wolno było przywozić.
Pierwszy poważny remont Jamnik zaliczył po bliskim spotkaniu III stopnia z nowiutkim Nissanem Sunny.
Kierowca powracający z Helu do domu do Warszawy pomylił się i wymusił mi pierwszeństwo. Swoimi manewrami nie dał mi żadnej szansy, abym uniknął kolizji. Jakimś cudem przy mojej prędkości 70 km/h udało mi się na suchym asfalcie ustawić fiata bokiem. Zamiast uderzenia moim przodem w jego bok ( w kierowcę ), doszło do zderzenia bokami z lekkim rykoszetem.
Nissan poszedł do kasacji - pogięło dach i całą konstrukcję. Jamnik miał cały bok do wymiany. Ale rannych nie było. Kierowca Nissana serdecznie przeprosił i podziękował za taki finał. Wysłuchałem pretensje od swojej załogi, że "buuuum" było niezapowiedziane. Nie obejrzeli widowiska, bo byli zajęci zabawą. Załoga składała się z czwórki moich dzieci. Najmłodsze miało 4 lata i byli bez pasów. Wynalazek fotelik, to nie w tamtych czasach.
Jeździłem z pogniecionym bokiem kilka miesięcy. Wówczas kupienie czegokolwiek do samochodu było wyczynem. Jak zgromadziłem blachy, to wymieniłem z dwóch stron. Pojazd otrzymał nowe blachy i nowy kolor grafitowy metalik.
Pojawiły się dwa szyberdachy. Były moim pomysłem na poprawienie fabryki FSO. Oryginalnie dach był z trzech elementów łączonych na zakładkę bez zgrzewania lub spawania. Pękanie lakieru na takim łączeniu było natychmiastowe.
( Z czasów koloru grafitowego nie dokopałem się do tej pory do zachowanych fotografii )
Później przyszedł pomysł na kolor lakieru srebrzysty metalik z czarnym dachem pokrytym skajem, który świetnie udawał skórę.
Zawieszenie i konstrukcję samochodu wzmacniałem sukcesywnie. W ciągu paru tygodni po zakupie wymieniłem wahacze i drążki na wytrzymalsze od Poloneza. Przy pierwszym poważniejszym remoncie po kolizji z Nissanem wymieniłem progi na nowe i wstawiłem w środek profil o wytrzymałości szyny kolejowej powiązany konstrukcyjnie ze słupkami. Oryginalnie jako wzmocnienie był przez fabrykę dodany na zewnątrz pod progiem profilek zamknięty o śmiesznych wymiarach czyli totalna bzdura konstrukcyjna. Fiat otrzymał nowe
resory od wersji kombi z dodanym piórem. Największym problemem były sprężyny. Wymieniałem je co parę miesięcy. Próbowałem róznych rozwiązań. Nawet od Poloneza dla wesji rajdowej ( jeżeli dobrze pamiętam z trzema kropkami ) okazały się zbyt delikatne.
Na szczęście wyprodukowano wydłużoną wesję Poloneza Trucka. Sprężyny od tej wersji pasują i mogę "ładować do pełna".
Nadszedł czas na najpoważniejszy remont i powrót do wyglądu pierwotnego.
Lata 2007 i 2008, to był czas szukania i kompletowania oryginalnych części. Blachy nowe fabryczne ( rzemieślnicze nie do przyjecia ).
Po zeszlifowaniu farb podkładowych fabrycznych zarówno czerwonych jak i czarnych okazało się, że pod spodem jest nalot rdzy. Najdłużej "bawiłem się" z drzwiami. Zakamarki czyściłem stalowymi szczoteczkami wielkosci szczoteczek do zębów. Płaszczyzny zewnętrzne niby fabrycznie równe wyrównywałem podkładami kilkakrotnie. Napomknę, że środkowe drzwi zostały zrobione z przednich.
Najwiecej warstw podkładów wyrównujacych poszło na dach. Dach solidnie wzmocniony profilami zamkniętymi od spodu złączony jest z trzech elementów - środkowy dogięty z blachy. Najprawdopodobniej w fabryce wytłaczano dachy do Fiatów etapami i ten środek był odcięty z "metra" po pierwszym etapie przed tłoczeniem "krągłości". Ponieważ nie dałem szyberdachów, to były zgrzane dwa łączenia po całości w poprzek. To łączenie było "wyższą szkołą" w tej dziedzinie.
Podłoga po wymianie na nową też dostała swoje wzmocnienia. Tunel jest podwójny wzmocniony profilem zamkniętym. Progi są trzykomorowe . Cieńszej blachy jak 3 mm nie stosowałem. Mogę śmiało stwierdzić, że ma wytrzymałość transportera Rosomaka.
ciąg dalszy nastapi.